De facto
I odnalazłam Cię w barwach jesieni
U schyłku dnia się pojawiłeś
Tak długo kazałeś na siebie czekać
De facto zawsze byłeś…
Wrześniową nocą przyszedłeś
Mgła unosiła się i opadała
Łagodnie kłębiąc się między latarniami
W zziębniętą ziemię zwiewnie wnikała
I delikatnie się tuliła do warg, policzków
Jakby kochanka czułości spragniona
Oplatając miękko chyłkiem
Nagie i drżące wzruszeniem ramiona
Zafalowała liściem jesiennym
Radością dnia, serca szlochaniem
Płacząc ciężkimi kroplami deszczu
Gorącym serca dygotaniem