Stała tak opodal brzasku w środku księżycowych pól
Jej twarz promieniała światłem dnia
Taką ją można było zobaczyć
Z wdziękiem podeszła do niego
Zdawało się, że unosi się w powietrzu
Mgła z wolna rozstępowała się przed nią
Jak batyst unoszony na wietrze
Podeszła do niego i pocałowała delikatnie w milczeniu
Jej ogniste oczy zajrzały w głąb jego duszy
I w okamgnieniu odeszła
Pozostawiając zapach kwiatów i smak porannej rosy
na jego ustach ...