Jesienią spływają po szybie deszczu łzy
I zieleń nadziei jesienią umiera
Konary złoto liści słonecznie ogrzewa
Wiatr drzewa lubieżnie z liści rozbiera
Łąki przykryły już blade mgły
Ty jeden, moje myśli wypełniasz
Ukradkiem się wkradasz w sny
Osobą swoją mnie napełniasz
Uciszę w sobie każde westchnienie
Utonę cicha w myślach o Tobie
I dam odpocząć Ci ode mnie
Nie pozostawię nic po sobie
I nie poczujesz dotyku mej dłoni
A ja pobiegnę jak kiedyś do parku
Przed chłodem pożegnań się bronić
Odszukać okruszek Ciebie w zakamarku
Spojrzę w obłoki pędzące po niebie
Podrzucę Ci chwil ciepłych szal
Na naszej ławce krótko przysiądę
I zniknę odchodząc w dal
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz